Już od jakiegoś czasu chciałam się dostać na taką metamorfozę, ale jakoś zawszę się spóźniałam i nie udawało się. Nie poddając się i trzymając się pozytywnych myśli o sukcesie w końcu dowiaduję się będę szła ! Co prawda była, to szybka akcja, bo dowiedziałam się dzień przed terminem spotkania. Początkowa euforia, ewaluowała w milion rożnych uczyć, radość, ciekawość, błogość, ekscytacja, strach, niepewność.... taki koktajl Mołotowa. Po tym wszystkim nie mogłam usnąć i rano czułam się, jak bym nie wstała, a zmartwychwstała! Czyli na wyjście koniecznie makeup, zaszpachlujemy co nieco zmęczenie i będzie GIT.
I tak przeważnie taka metamorfoza odbywa się w jeden dzień, cięcie + farbowanie, ale akurat w moim przypadku miało być na raty tak więc, worek 14.10.14 i środa 15.10.14. Oczywiście, nie wybrzydzamy i szykujemy się na przygodę.
Myślicie sobie: Czy ona się nie boi ?
Hmmmm.... przyznam się, że jasne! Zawsze mogę wyjść z tęczą na głowie i irokezem ale myślę, że to już by był hardkor. Jedno wiem na pewno, włosy nie ręce, odrosną.
I tak oto wyszykowałam się, tak by było wygodnie i zmierzam do jaskini lawa, a nie, nie, nie, nie lwa tylko fryzjera hihi...
Na miejscu okazało się że, jednak coś im się pomyliło i będę obsłużona kompleksowo za jednym zamachem! Atmosfera tam jest przyjazna, a Panowie Wierzbicki&Schmidt są normalni i całkiem spoko. Potrafią doradzić i przede wszystkim przekonać.
Po pytaniu o moje preferencje usłyszeli ode mnie:
- proszę żebym mogła je jeszcze związać i tylko nie czarne!
Moja prośba został pozytywnie rozpatrzona.
Cała przemiana w moim przypadku odbyła się troszkę tajemniczo, bo do końca nie wiedziałam jak to będzie wyglądać na finiszu. Wiedziałam, że będzie coś z brązem i rudym... miedzianym ? Ale tych odcieni jest przecież jak grzybów po deszczu. Wypowiadane koło mnie zdania niewiele mi mówiły było, to coś w stylu:
- kolor 6.1, czy raczej coś z 5 ?
Brzmiało jak typowanie liczb w totka.
Mycie głowy było, po prostu zjawiskowe, Pani tak dobrze masowała, że w ogóle nie chciałam schodzić, mogła by ze mną zamieszkać i codziennie mnie tak rozpieszczać.
Jak zaczęły lecieć moje włoski troszkę miałam pietra, czy coś zostanie na koniec i Jasio jeszcze będzie miał co szarpać.
Uwaga, uwaga, po pięciu i pół godzinie nastąpił koniec mojej przemiany. I uwierzcie mi od siedzenia dupa bolała niesamowicie, choć starałam się wykorzystać każdą chwilę, żeby chodzić, stać i rozprostować nogi.
Cała przygoda mega pozytywna, było miło z dreszczykiem emocji.
Tak naprawdę fryzura przejdzie test jutro, jak umyję głowę i już żaden miły fryzjer mi jej nie ułoży.
Na pewno za kilka m-c jak moja wełna na głowie odrośnie, będę znów się starać aby móc tam pójść i spędzić miło czas.
Poniżej zdjęcie przed i po.
Jakość hmmmm.... beznadziejna, bo Ł. nie naładował baterii do aparatu, człowiek może prosić, prosić i się nie doprosić. Na reklamację odsyłam do Ł.
Przed.
W trakcie.
Tak inaczej, ale bardzo ładnie. Czyli można uznać, że metamorfoza udana ;)
OdpowiedzUsuńBardzo udana i jeszcze miło spędzony czas! Jednym słowem relax !
OdpowiedzUsuń