Wielkimi krokami i nieubłaganie zbliżamy się do mety. Ciężko uwierzyć jest mi w to, że już za parę tygodni będę znów trzymała w rękach takiego małego, różowego i pachnącego szkraba!
Jednak ten ostatni okres nie jest dla mnie łatwy.
Już od 26 dni przebywam w szpitalu, jak wiecie nie jest za przyjemnie i sama nie wiem kiedy go opuszczę. Niestety przygotowania w domu do przyjęcia nowego członka rodziny z tego względu są jeszcze w powijakach.
Co się zmieniło? Mieszczę się już tylko i wyłącznie w ciążowe ciuchy, choć i tak w 1/3 koszulek wystaje mi brzuch, bo jest naprawdę pokaźnych rozmiarów. Waga to mój wróg numer jeden, zdecydowanie nie dogadujemy się i z uporem maniaka pokazuje niezłomnie 17 kg na plusie. Po porodzie czeka mnie nie lada wyzwanie, żeby znów wbić się w ulubione dżinsy, nie będzie lekko. Jeśli chodzi o rozstępy to po Jaśku nie mam ich tylko pod oczami, więc teraz mi się nie robią bo po prostu nie mają gdzie, ufff ...
Ostatnio słodycze przyciągają mnie jak magnes, jestem niczym wykrywacz do słodkości, nic nie umknie mojej uwadze. Najlepsze jest to, że tak normalnie poza "stanem błogosławionym" to nie jestem ich fanem.
Dolegliwości? Co do wysiłków fizycznym to maraton czy półmaraton odpada, zdecydowanie jestem już zmęczona i ciężko oddycham po przejściu kilkunastu merów, więc trzeba robić częste przystanki na drobny odpoczynek. W poprzedniej ciąży mogłam przemierzać nieograniczone dystanse, bez najmniejszego problemu, bardzo za tym tęsknie. Zasypianie nie jest łatwe, odpowiednia pozycja chyba już nie istnieje, najlepiej jak leżę na lewym boku ale on mi po prostu często drętwieje, a kiedy obracam się na prawy maluch w brzuchu wyraźnie okazuje swoje niezadowolenie i nie pozostaje mi nic innego niż powrót na lewy. Zauważyłam jednak, że apetyt mi się zmniejszył, wcześniej mogłabym zjeść "konia z kopytami" a teraz moje porcje wyglądają już całkiem przyzwoicie.
Jak wiecie w moim brzuszku mieszka maluch płci męskiej, który rośnie z dnia na dzień. Jego kopniaki potrafią już niekiedy zadać mi niezły ból. Ostatnio przybrał na wadze i waży 2050 gram! Zdradzę wam, że malutki brat Jasia będzie miał na imię Staś.
Bardzo jestem ciekawa jaką rewolucję w naszym życiu zrobi Stasiu ale wiem, że choć niekiedy będzie ciężko to nie mogę się go już doczekać a zostało jeszcze 7 tygodni.
Ostatnio Jasio uwielbia podnosić mi koszulkę, głaskać brzuszek i wciskać mój wystający pępek. Jest to takie słodkie, że moje serce na ten widok rozpływa się.
A poniżej fota jaką udało się zrobić naszemu małemu Stasiowi.
Dzielna jesteś!
OdpowiedzUsuńDzięki! Ale chce do domu ;)
UsuńŚliczny Stasio. Trzymam za ciebie kciuki.
OdpowiedzUsuńDzięki kochana <3
UsuńJeśli chodzi o wagę to pocieszę Cię. Przytyłam w każdej ciąży po 25 kg. Spadło. No trochę tam zostało ; A zdjęcie Maluszka śliczne :)
OdpowiedzUsuńZ Jasiem przytyłam 21 kg a teraz wszystko wskazuje na to, że również dobiję do tej liczby ;D
UsuńOstatnio też wszystko spadło a jak będzie teraz to zobaczymy ;)
No to imiona będą się rymować. Życzę Ci, abyś wyszła jeszcze na trochę przed rozwiązaniem!
OdpowiedzUsuńJaś i Staś :) Fajna ekipa będzie ;) Dasz radę! Jeszcze odrobinka :)
OdpowiedzUsuńjakie śliczne imiona wybraliście dla swoich synów.Trzymaj się kochana,już na prawdę nie dużo zostało dasz radę 😃
OdpowiedzUsuńPowodzenia!
OdpowiedzUsuń